czwartek, 18 czerwca 2015

Dzisiaj...

... mialam powtorke z rozrywki. Swiatlowstret, nudnosci, dusznosci, dreszcze, zawroty i silny bol glowy. W szpitalu czekalam na swoja kolej prawie dwie godziny. Na oczach okulary przeciw sloneczne i czapka z daszkiem zaciagnieta na oczy. Gdy weszlam do mocno oswietlonej sali, zdjelam okulary i czapke, nie wytrzymalam i zwymiotowalam. Myslalam, ze sie ze wstydu spale. Rozryczalam sie. Posprzatali, zgasili swiatlo, przyniesli cos na uspokojenie i srodek przeciwbolowy. Zrobili badanie. Glowa nie przestala bolec. Lzy lecialy jakby sie kran zepsul. Tylko po jakims czasie zaczelam normalnie oddychac. Przynajmniej tyle. Wyszlam, wsiadlam w taksowke i pojechalam prosto na co miesieczna wizyte do psychiatry. Tam mi nerwy puscily zupelnie. Po pietnastu minutach stwierdzilam, ze koniec juz tego przedstawienia, przeprosilam, wstalam i wyszlam nie czekajac nawet az wypisze mi recepte na nastepny miesiac. Juz za plecami slyszalam jak mowil (korytarz jest dlugi), ze te bole moga byc zwiazane ze wzmozonym stresem, bo depresja, bo pies, bo czestsze wychodzenie z domu itp. i jak sie  nic nie poprawi, abym pojechala do szpitala... psychiatrycznego...szlag by go trafil. Niech on spieprza do lasu drzewa liczyc! Ja nawet psychiatry nie  moge zmienic, bo znalezc nowego graniczy z cudem. Probowalam juz. Nie udalo sie. A musze go miec, bo inaczej moga mi rente zabrac. W domu wyplakalam sie Pytlusi w futro, polozylam sie i jakims cudem zasnelam! Moze wreszcie to co dostalam w szpitalu, zadzialalo? Spalam rowno osiem godzin!!! Obudzilam sie tylko z bolem glowy, bez dodatkowych atrakcji. Pytlusia nie marnowala czasu. Powyciagala swoje wszystkie (!) zabawki i poukladala naokolo mnie. Nawet swoj materacyk ze swojego lozka sciagnela i przyciagnela i polozyla przy mojej glowie. Nawet pusty koszyk po jej zabawkach lezal w poblizu mnie. Z siebie zrzucilam misia, szczurka i malpke. Nawet swoja ulubiona kosc jakos wcisnela w moj bok, ale mnie nie obudzila. Gdy to wszystko zobaczylam, jakze by inaczej, rozplakalam sie. Wstalam, doprowadzilam sie do porzadku i wyszlam z tym Pytlusiem na spacer. Jak ona sie cieszyla, jak skakala naokolo mnie, bawila sie wszystkim co udalo jej sie w pyszczek wcisnac, albo lapka popchnac. Bylo juz ciemno, wiec pomyslalam, ze nikt chyba mi juz mandatu dzisiaj nie wlepi i spuscilam ja ze smyczy pod blokiem. Chcialam, aby sobie swobodnie pobiegala, a ona jak na zlosc nie odstapila mnie nawet na krok. Pilnowala mnie jakby sie bala, ze jej uciekne. Usiadlam na laweczce pod blokiem, wiec ona rozsiadla sie przy mojej nodze i tylko rozgladala sie na boki. Co za dzien.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz