... ponad 20 lat nie rozmawialam z bratem i jego rodzina... od jakiegos czasu znow nawiazalismy kontakt i chyba wreszcie dojrzelismy do tego, aby juz tak zostalo - szkoda tylko, ze rodzice tego nie dozyli :( ... ta mysl bardzo mnie boli... ale do brzegu... dzisiaj zabieram Pytlusie i gore prezentow i jedziemy autobusem na wies za Toronto na kilka dni na swieta... juz drugie wspolne... mimo, ze najchetniej nie wysciubilabym nosa ze swoich czterech scian, staram sie...wiem, ze bedzie tam wesolo... wiem, ze bede tam mile widziana i zaopiekowana jak krolewna... jednak za kazdym razem przed wyjazdem czegos sie panicznie boje do utraty tchu, i za kazdym razem po powrocie do domu jestem fizycznie chora przez prawie caly nastepny tydzien... za kazdym razem... swiadomosc chce normalnosci, a podswiadomosc najwyrazniej ciagle stroi fochy...
Zycze Wam Pogody Ducha, Duzo Zdrowia i Spelnienia Wszystkich Marzen!
(Pytlusia ze swoim kumplem Bungoo - juz dobrowolnie chodzi
na spacery z obcymi - nie trzeba jej juz ciagnac na smyczy i juz nie piszczy
przy rozstaniach. Wychodzi z mieszkania radosna i wraca z szerokim
usmiechem na mordce, ale ciagle wita sie ze mna jakby mnie nie widziala
przez miesiac)
Kochana! Życzę Ci przede wszystkim dużo siły i miłości oraz spełnienia marzeń!
OdpowiedzUsuńSlicznie dziekuje :) i wzajemnie!
UsuńDobrze, ze nie bedziecie z Pytlusia same.
OdpowiedzUsuńDobrych swiat zycze a dni po nich, normalnych, dobrych, bez koniecznosci dochodzernia do siebie.
Motylek