środa, 22 lipca 2015

Upaly...

... czterdziestopniowe minely, wiec dzisiaj wyszlam z Pytlusia na spacer trzy razy. Objawow towarzyszacych nie bede opisywac, bo bede sie powtarzac. Nie bylo to przyjemne. Z samego rana na jak mi sie wydawalo pustym chodniku, znienacka ktos lamanym angielskim niby do siebie pod nosem gruchnal mi prosto w ucho, ze to wstyd byc pijanym z samego rana. Bylo po szostej rano. Myslalam, ze jestem sama na chodniku. Co chwile zatrzymywalam sie i podpieralam to o drzewo, to o mur, to o plot, to przysiadlam na murku. Zawroty glowy i nudnosci bardzo mnie meczyly i musialam jakos sie 'uziemniac', ale nie prrzyszlo mi do glowy, ze bede wygladac jakbym byla pijana! Jedynie dusznosci wyjatkowo mnie nie meczyly, wiec spacery dzisiaj byly dluzsze.Masochistycznie trzy razy, rano, w poludnie i wieczorem... dwa razy wracalysmy do domu taksowka... i raz po powrocie do domu po trzecim spacerze zemdlalam w domu. Psychicznie jestem wyprana i oklepana. Strach jaki mnie meczy nazywam surowym, bo zadnych konkretnych katastrof w zyciu nie mam, zlych rzeczy, ktore mnie w zyciu spotkaly juz od dawna nie magluje, o niczym innym zupelnie nie mysle, oprocz tego aby wyjsc z domu, nie zgubic Pytlusi i wrocic do domu o wlasnych silach. To jest moje jedyne zmartwienie. Panicznie boje sie o Pytlusie i ciagle placze gdy o niej mysle. Od czasu do czasu dostaje jakichs drgawek niekontrolowanych. Juz kilka razy snilo mi sie to samo, ze budze sie w trumnie zasypanej pod ziemia i zaczyna mi brakowac tchu i sie dusze.. Pytlusia mnie za kazdym razem budzi,  lize mnie wtedy jakby brala udzial w wyscigach i przynosi mi swoje ulubione zabawki i kladzie je na mnie, tuli sie do mnie i lapka dotyka mojej twarzy i tak przy mnie skacze i przynosi swoje smakolyki i chrupki i kladzie obok mnie na poduszce, az w koncu po jakims czasie oddech zaczyna mi sie uspokajac i gdy zaczynam normalnie oddychac to kladzie sie przy mnie na mojej poduszcze wtulona we mnie i dopiero wtedy zasypia.... a ja wtedy w placz, ze przeciez nie po to sobie szczeniaka do domu sprowadzilam, aby sie o mnie martwil, tylko po to, aby go otoczyc miloscia i sprawic, aby mial fajne zycie i razem z nim bezbolesnie wyjsc wreszcie ze swojej skorupy... abym wreszcie mogla sie skupic na zwierzaczku, a nie ciagle na sobie... Teraz znow jestem na takim dnie psychicznym, ze chcialabym po prostu zasnac i sie juz nie obudzic. Pewnie gdyby nie Pytlusia to po raz czwarty sprobowalabym. MAM DOSC! Za tydzien kolejna wizyta u psychiatry. Jak mi znow powtorzy, ze to wszystko siedzi w mojej glowie i ze wystarczy tylko jak w pilocie zmienic program, aby wszystko wrocilo do normy to chyba napisze jakas skarge na niego.... moze wtedy ktos sie zlituje i przydzieli mi innego psychiatre, ktory jakos zawalczylby z moimi fizycznymi objawami depresji i agorafobii... no przeciez nawet schizofrenika mozna jakos unormowac lekami, a ja mam sie meczyc z tym byle czym???

Gdy zakladalam bloga to myslalam, ze bede pisac sobie lekko o depresji (bo myslalam, ze agorafobii juz sie pozbylam) i ze dzieki temu pisaniu spojrze na siebie jakos z boku i moze to jakos pomoze? Nie myslalam jednak, ze w tak krotkim czasie mi sie pogorszy... i glupio mi, ze w kolko pisze o tym samym.... odpisywanie na listy odkladam na lepsze czasy, a te nie nadchodza!! Aby oderwac mysli od swoich dolegliwosci chodze sobie po innych blogach, aby skupic sie na czyms innym.... ale przy okazji tez na fejsbuku czytam mnostwo tragicznych wiadomosci i pod swoim wlasnym imieniem i nazwiskiem dobitnie, idac pod prad i nazywajac rzeczy po imieniu, komentuje wszystko co mi sie nie podoba i tylko czekam kiedy policja zapuka do moich drzwi.... moze to byloby jakies wyjscie?

a tak szczerze to mam jedno jedyne marzenie.... byloby do
zrealizowania gdyby nie ta agorafobia i ta oglupiajaca depresja :(

Wziac rower, zapakowac namiot, specjalny wygodny koszyk rowerowy dla Pytlusi juz nawet mam, zapakowac najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyc na tym rowerze w dzika Kanade, z dala od ludzi, czterech scian, internetu i betonu... tego z ludzkiej glupoty przede wyszystkim... gdyby nie male potkniecie to juz dawno spelnilabym to marzenie.... a teraz? Wpatruje sie tylko z utesknieniem w to zdjecie, ktore sobie zrobilam wloczac sie samotnie na rowerze po kanadyjskich Gorach Skalistych:




6 komentarzy:

  1. Chciałabym Cię jakoś pocieszyć ale mogę tylko być obok, abyś nie czuła się sama :***
    Nigdy, przenigdy nie trać marzeń, proszę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na skype mozna miec terapie z polskim.psychologiem, sama tez mam taka oferte, takze cos zawsze jest mozliwe. I finnsowo nie jest zle. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany! Dobrze, ze mi przypomnialas! Juz Agata kilka postow wczesniej podala mi dwa adresy, ktore zaczelam najpierw przegladac, a potem mialam przerwe i tak w kolko... a mozesz mi napisac o swojej ofercie? Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Zajrzyj na praxis-knec.com, jakbys chciala wiecej szczegolow napisz na ekknec@gmail.com, mozemy wtedy umowic sie na pol godz zapoznawcze na skype, tak
    zeby poczuc obustronnie czy moze miec nasza wspolpraca sens itp. Kto.szuka ten znajdzie, pozdrawiam Cie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć kochana. Trzymaj się ciepło. A może warto by było, by ktoś zaopiekował się tobą gdy wychodzisz na spacery? Żebyś nie była sama? Może wtedy będzie łatwiej przełamać lęk?

    OdpowiedzUsuń