... napisac o depresji, ktora mnie chyba bardziej meczy niz agorafobia, ale nie moge. Psychiatra ostatnio powiedzial mi, ze ja sie po prostu sama hipnotyzuje i stad moja psychika przeklada sie na fizyczne problemy. Nawet nie prosilam o rozwiniecie tematu. Mam wszystkiego dosc.
Wczoraj rano oddalam Pytlusie do sterylizacji. Poplakalam sie, gdy ja weterynarz zabral. Czulam sie jak zdrajca. Ona taka ufna, rozbawiona, zostala tam sama. Zanim wybralam forme sterylizacji bylam w sumie w czterech klinikach weterynaryjnych. Kazdy zachwalal swoja metode jako najlepsza. Normalna operacja, najtansza, oznaczala oddanie Pytlusi do szpitala dzien wczesniej, szwy na brzuszku i kolnierz na szyi przez dwa tygodnie. Laserowa operacja, drozsza, oznaczala to samo co normalna, tylko z uzyciem lasera, ale rekonwalescencja taka sama. Wybralam metode laparoskopowa, najdrozsza. Zaplacilam prawie tysiac dolarow. Oddalam Pytlusie rano, a odebralam ja szesc godzin pozniej. Gdy nie byla w narkozie caly czas ktos z nia byl. Dwa razy dzwonili do mnie - raz, aby powiedziec, ze sie bawi z dziewczyna, ktora ma sie nia opiekowac, drugi raz po operacji. Zrobili jej na brzuszku dwie malenkie dziurki, ktore po operacji zakleili specjalnym klejem. Nie ma szwow. Nie musi nosic kolnierza. Leki przeciwbolowe mam jej aplikowac przez trzy kolejne dni. Wygolili jej dlugie futerko na brzuszku, na bokach i na lapce. Wyglada dziwnie teraz. Cale szesc godzin czekajac na odebranie jej z kliniki bylam chora. Gdy ja wet przyniosl, siedziala u niego na rekach i trzymala swoja zabawke w pyszczku. Gdy ja zobaczylam jak sie cieszy na moj widok i skacze jak mloda kozka to dopiero wtedy odetchnelam z ulga. Nie wiem co ja sobie wyobrazalam, ze ja ledwo zywa do mnie wyniosa?
Taksowka przyjechalysmy do domu. Spala cala droge przytulona do mnie. W domu od razu pomaszerowala do miseczek ze swoimi smakolykami. Potem zaczela sie bawic zabawkami, skakala po fotelach, na lozku. Biegalam i ja sciagalam na podloge, bo balam sie, ze jej sie cos jednak stanie od tego skakania. Przeciez dopiero co miala operacje. Bawila sie ze mna. Przekopala mi kwiatki na balkonie. Od sasiadow dostala zabawki. Byla zachwycona. Ja jej wczesniej nakupowalam smakolykow i tylko jej podstawialam pod nosek. Byla bardzo rozbawiona, tak jak zawsze i gdyby nie to zgolone futerko to pomyslalabym, ze ta operacja to mi sie tylko przywidziala. Przespala cala noc. Rano o szostej obudzila mnie delikatnie buziakami. Od razu wstalam. Musialam ja karmic z reki, bo nie chciala nic jesc z miseczek. Dla niej to bylo jeszcze za wczesnie, a ja chcialam jej dac lekarstwo przeciwbolowe jak najszybciej, a na pusty zoladek nie moglam. Gdy zobaczyla lekarstwo w strzykawce to zaczela sie tak cieszyc, jakbym przynajmniej kielbase w reku trzymala. Gdy przykucnelam to mi od razu te strzykawke wyrwala z reki. Zlapalam ja i tylko wstrzyknelam plyn, bo odpowiednia koncowke strzykawki miala juz w mordce. Chyba jej smakowalo, bo chciala jeszcze. Przez trzy dni moze chodzic tylko na bardzo krociutkie spacery, wiec poszlysmy na krotka przechadzke. Mam nadzieje, ze nie cierpi, ale chyba gdyby ja cos bolalo to chociaz by zapiszczala? Znaki na brzuszku po operacji sa prawie niezauwazalne. Humor jej dopisuje, wiec chyba najgorsze ma juz za soba. Przeraza mnie fakt, jak bardzo sie do niej przywiazalam przez te kilka miesiecy...tak az do bolu.